piątek, 6 sierpnia 2021

Nemeria III

 Twierdza Kruków była plątaniną korytarzy usianych pułapkami. Bardzo szybko wpadliśmy w rutynę przebijania się przez kolejne drzwi, gdzie Xsarvo i Annun pierwsi wpadali do pomieszczenia i sprawdzali, czy nie czyha tam żadne zagrożenie. Jak się wkrótce okazało, nie był to głupi pomysł. Kiedy tylko ogar przeszedł przez jedne z drzwi, wyczułam jak sięga ku mnie myślom.

” Przeciwnik. Duże. Kości” – usłyszałam jego ochrypłe warczenie. Nim jednak zdążyłam ostrzec resztę drużyny, barbarzyńca już przecisnął się do przodu. To, co się później stało było… przerażające. Z ciała Xsarvo wyleciały kłęby dymu, które zniknęły mi z pola widzenia, przesłonięte przez drzwi. Chwilę później barbarzyńca skoczył do przodu i również zniknął za drzwiami, a z drugiego pomieszczenia doszedł odgłos czegoś… wybuchającego?

– Dlaczego? – cichy, prawie zagłuszony przez szum płynącej z dużą prędkością wody, szept sprawił, że ciarki przeszły mi po plecach. Głos nie należał do żadnego członka naszej drużyny i wątpiłam też by „duże, kościste” jak opisał to Annun, mogło wydawać z siebie taki dźwięk. Skonsternowana ledwo zauważyłam, jak koło mnie przepycha się Ragnar. Najwyraźniej jednak cokolwiek, co czekało za drzwiami, nie przypadło mu do gustu, bo chwilę później wydał z siebie cichy jęk bólu.

Wzdychając i postanawiając dłużej nie czekać przeszłam przez drzwi. Korytarz przecinał podziemny kanion, źródło dogłosu płynącej wody. Przez środek prowadził drewniany most, na którym właśnie barbarzyńca okładał się z ogromnym szkieletem Minotaura.

 Tak Annun, duże, kościste, brawo – pomyślałam krzywiąc się. Kiedy jednak zmrużyłam oczy i przyjrzałam się dokładnie dostrzegałam coś, co umknęło mi wcześniej. Dym nie wypływał z Xsarvo… Yuan-ti sam wydawał się stworzony z mieszaniny dymu i cielesnego ciała, materialny i niematerialny zarazem. Coś skręciło mi się nerwowo w żołądku. To dlatego z całej tej zbieraniny to właśnie barbarzyńcy obwiałam się najbardziej… był dziwny, wymykał się wszystkim schematom i nie byłam w stanie odgadnąć co zamierza w danej chwili, a niewiedza była przerażająca.

Odpychając na bok wszelkie bujanie w obłokach, skupiłam się i wystrzeliłam wiązkę eldrich blasta w kierunku stwora. Wiązka wypłynęła z mojej dłoni rzucając przez chwilę roztańczone cienie na ścianach i trafiła szkielet pozostawiając mały przypalony ślad na żebrach.

„Słaba” – syknął mi w myślach Annun, a ja przez chwilę rozważałam wrzucenie kundla do kanionu. Zamiast tego zgromiłam go spojrzeniem i wyciągnęłam rękę wskazując na szkielet.

– Bez ognia, bo jeszcze kogoś uszkodzisz. Idź pogryź sobie kosteczki czy coś – warknęłam. Ogar skoczył do przodu z nową werwą i zatopił kły w nodze stwora ustawiając się tuż koło Xsarvo. Chwilę później stało się coś, czego chyba żadne z nas się nie spodziewało.

Ragnar, próbując znaleźć lepsze miejsce do strzału, próbował wejść na wąską skalną półkę wysuniętą równolegle do rzeki. Obserwując Annuna dostrzegłam tylko ruch po prawej stronie, a chwilę później pół-elf z krzykiem zsunął się i zawisnął nad przepaścią. W tym samym momencie, kiedy tylko na chwilę odwróciłam wzrok, mój chowaniec zaskomlał boleśnie, a przez moje ciało przeszła wiązka fantomowego bólu.

– Cholera jasna… – warknęłam już czując przypływ paniki. Rozejrzałam się nerwowo lustrując sytuację. Xsarvo, Annun i Randal zajmowali minotaura, Ragnar wisiał na przepaścią i nie wiadomo jak długo byłby w stanie się utrzymać. Przeklinając własną głupotę podjęłam decyzję i ruszyłam w stronę urwiska.

– Wal w Minotaura, ja po niego pójdę – Randal odwrócił się w moją stronę i widziałam wyraźne zmartwienie odbijające się w jego oczach. Przewróciłam oczami. Jak cholera pozwolę, żeby pakował się na wąski strop w całej tej swojej zbroi…

Ignorując palladyna ostrożnie podeszłam do krawędzi starając się przesuwać nogami po ziemi i przytulać się do kamiennej ściany. Udało się, ostrożnie osunęłam się na czworaki znajdując bezpieczną pozycję i, całkowicie ignorując już walkę, sięgnęłam po Ragnara.

A potem zdałam sobie sprawę z jeszcze jednego błędu… Pół-elf był cholernie ciężki, nawet jeśli na to nie wyglądał. Na szczęście był na tyle mądry, by podeprzeć się stopami o chropowatą ścianę, dzięki czemu udało nam się wspólnie sprowadzić go na bezpieczny ustęp.

– Dzięki Nemerio – sapnął, patrząc w moim kierunku z lekkim uśmiechem.

– Nie ma za co, nie próbuj tego więcej. – W tamtej chwili, choć przez moment poczułam się przydatna i potrzebna, nawet jeśli w walce niewiele mogłam zrobić.

– Uparta jak… – Ledwo słyszałam jak Randal marudzi pod nosem, ale wystarczyło to, żeby mnie zirytować. Nie mając dostępu do przeciwnika rzuciłam Annunowi znaczące spojrzenie.

– Annun cofam to. Spal gadzinę.

Snop piekielnego ognia wyraźnie zostawił widoczne zwęglenia na starych kościach, a kilka z nich, cienkich i uszkodzonych już czasem, nawet trzasnęło cicho, jakby się łamało.

Xsarvo w tym czasie zaatakował po raz kolejny i ponownie otaczająca go mgła oderwała się i pognała w stronę Minotaura. Teraz już wyraźnie widziałam, jak formuje się za jego plecami. Niewyraźna, tłocząca się mgła nabrała kształtu odrobinę przypominającego kobietę. Cienkie pasma, prawdopodobnie będące włosami i rąbkiem sukni, pływały dookoła zaburzając resztę sylwetki. Kiedy tylko barbarzyńca wyprowadził atak, to co wybuchło o cal mijając uskakujący szkielet.



– To twoja wina… – Teraz byłam już pewna, co wydawało te złowieszcze odgłosy. Ciarki przeszły mi po plecach To było… niepokojące. Czy to była jakaś zdolność mająca zastraszyć wrogów? A może… Nie, o tej możliwości nie chciałam nawet myśleć.

Zamyślona opływałam jedynie świst strzały and moją głową, a potem szkielet rozsypał się w kupkę kości. Ragnar musiał być naprawdę zirytowany tym zwisaniem z półki. Skupiając na nim swoją uwagę uśmiechnęłam się przyjaźnie.

– Potrzebujesz pomocy żeby zejść z półki? – zapytałam lekko przekornie. Najwyraźniej jednak nie złapał żartu, bo lekko znużony pokręcił głową.

– Po prostu się przesuń. – Zwiesiłam głowę o odsunęłam się na bok przepuszczając go na most. Tak… ta chwila bycia potrzebnym… to była tylko chwila. Wciąż pozostawałam bezużyteczna. Widząc, że Xsarvo po raz kolejny wybiega do przodu zwróciłam się do Annuna.

„Pilnuj naszego barbarzyńcy”

W tym samym czasie Randal i Ragnar zbliżyli się do siebie rozmawiając ściszonymi głosami. Podświadomie wytężyłam słuch.

– Mam wrażenie, że coś go męczy… – mruknął pół-elf wyraźnie patrząc w stronę barbarzyńcy.

– Nie ty jeden… nie ty jeden. – Z oczu palladyna wyraźnie ziała rezygnacja. Cała trójka, to jak się zachowywali, zwracali do siebie, wszystkie gesty – nawet te ostre i uszczypliwe, pochodzące od Xsarvo – wszystko to pokazywało, że byli ze sobą blisko, ale czegoś tam brakowało.

Mara… imię tak często powtarzane przez Ragnara, mimowolnie przebąkiwane w rozmowie przez Randala… imię i osoba, o której Xsarvo wspomniał tylko raz.

”Znałem jedną co tak mówiła, leży teraz tam”

Wtedy nie zwróciłam na to uwagi zbyt zaabsorbowana faktem, że z całej siły starał się nie patrzeć na ciało, ale było tam… w jego głosie, autentyczny żal, który próbował zamaskować obojętnością.

„To twoja wina…”

Zjawa o kształcie dziewczyny… Czy to mogły byś wyrzuty sumienia? Żal, że nie uratował swojej towarzyszki?

Myśli nie opuszczały mnie kiedy powoli przesuwaliśmy się naprzód, przeglądając kolejne pomieszczenia. Niemal bezwiednie oddałam barbarzyńcy zarządzanie Annunem, przytakując jego pomysłom. Zresztą ogar wydawał się nie mieć nic przeciwko. Będąc szczerą, czułam jak ciągnie go do kogoś silniejszego i bardziej pewnego siebie. Normalnie w panice próbowałabym oddalić się najdalej jak to możliwe, ale tutaj nie miałam tego luksusu, lepiej więc było mi zignorować chowańca by zajął się swoim nowym źródłem zainteresowania i dał mi odetchnąć choć na moment.

Więcej kręgów alchemicznych, stare sypialnie, jakieś biura… Nic co przykułoby więcej uwagi. W jednym z pomieszczeń znaleźliśmy dla odmiany przejście za lustrem. Po drugiej stronie znajdowały się spiralne schody, zbyt mocno przypominające wejście do wieży.

– Poczekajcie chwilę – odezwałam się w końcu. – Pamiętacie tekst z księgi? O twierdzy ukrytej z trzewiach ziemi i Mistrzu śpiącym w wieży?

– Najwyraźniej ją znaleźliśmy… – burknął Xsarvo, jakby zupełnie nic sobie z tego nie robiąc. – Zanim sprawdzimy schody sprawdźmy resztę korytarz…

Zanim Yuan-ti zdążył choćby skończyć zdanie Randal wytrzeszczył oczy w udawanym szoku.

– No nie wierzę! Pierwsza logiczna decyzja Pana Barbarzyńcy! – Czując narastającą ciężkość atmosfery wycofałam się do tyłu nie zwracając już uwagi na odburkiwane przez barbarzyńcę słowa. Kłótnia za moimi plecami jedynie przybierała na sile. Do wszystkiego dołączył się jeszcze Ragnar próbujący uspokoić sytuację, ale na niewiele się to zdało. Palladyn i barbarzyńca kłócili się aż do następnych drzwi.

Pół-elf przepchnął się między nimi, próbując rozprawić się z zamkiem. Naszym oczom ukazała się komórka więzienna, a raczej długi korytarz zakończony kolejnymi drzwiami. Po obu stronach zwisały łańcuchy, na jednym z nich wisiały nawet szczątki jakiegoś nieszczęśnika. Kolejny zresztą leżał niewiele dalej ze stalową kulą u nogi.

Nim jednak zdążyłam zrobić choćby krok, Xsarvo po raz kolejny zbliżył się do mnie. Jego dłoń wylądowała na moim ramieniu, niby delikatnie, może nawet w imitacji bliskiego kontaktu. A jednak słowa, które wypowiedział, bardzo szybko wyprowadziły mnie z jakichkolwiek wątpliwości, co do jego nastawienia.

Infernal wypełnił ciszę między nami, a mi po ciele po raz kolejny przeszły ciarki. Zważywszy, że pozostawałam z barbarzyńcą w cielesnym kontakcie, nie było mowy, by tego nie poczuł. Wstyd i wstręt do własnej słabości uderzyły mnie jeszcze mocniej.

– Przekaż swojemu zwierzaczkowi, że zaraz będziemy wchodzić. I może… przydaj się na coś w przyszłej walce.

Krew wypełniła mi usta, kiedy z całej siły zacisnęłam zęby i w nerwach przygryzłam policzek. Wiedziałam, że nie uniknę odkrycia swoich emocji, więc strach i żal przekułam w gniew, którego mogłabym się mniej wstydzić.

– Przekażę, nie musisz być taki wredny… – odpowiedziałam, również nie siląc się na wspólny. Jeśli miałam okazać się słaba, to przynajmniej pozostała dwójka nie będzie wiedziała nic na ten temat.  Kiedy do całej sytuacji dołączył się jeszcze Annun wyraźnie łaszący się do Yuan-Ti praktycznie wybuchłam. Gdyby to była jakakolwiek inna osoba nigdy nie odważyłabym się wypowiedzieć słów, które mimo wszystko padły.

– A , gdybyś nie wiedział, to gdyby nie ja, właśnie miałbyś o… Kolejnego. Kompana. Mniej – syknęłam, pod koniec wysiliłam się nawet na sarkastyczny uśmieszek, choć wspomnienie spojrzenia, jakim Randal obrzucał martwe ciało wywoływało u mnie mdłości.

– O jakże mi przykro, że twój PIES jest bardziej użyteczny niż TY. – Zabolało. Zabolało mocno, bo przecież nie było to nic, poza szczerą prawdą. Czego jednak spodziewał się po ledwie dwudziestoletniej dziewczynie, która nigdy nawet nie chciała mieć tych wszystkich dziwnych mocy! To nie tak, że o to prosiłam. Nie tak! W tamtej chwili jedyne o czym myślałam, to możliwość uratowania siostry, dziecięcy sen oparty na bajkach, które miały sprawić, że świat wydawałby się lepszym miejscem. Tymczasem jedyne co zyskałam, to rozpacz, strach i chowańca, który w każdej chwili mógłby zwrócić się przeciwko mnie… Diabelstwo bojące się swojej własnej piekielnej natury, diabelstwo nie potrafiące nawet patrzeć w płomienie bez paniki w oczach. Wrak zagubionego dziecka, które obrabowano z rodziny, bezpieczeństwa i marzeń. Cóż za ironia…

Kątem oka zerknęłam na Annuna. W tym momencie dałabym głowę, że ogar wykrzywia pysk w uśmiechu, który nie zwiastuje niczego dobrego. Ziemne palce strachu zacisnęły mi się na szyi i skręciły trzewia. Coś było nie tak. Coś miało się stać…

Wciąż napędzana gniewem wyrwała się do przodu, kiedy tylko Annun i Xsarvo wyważyli drzwi. Szybko jednak zrozumiałam swój błąd. Ogromne, podobne do owada stworzenie, pokryte chitynowym pancerzem, czekało na nas po drugiej stronie. Zatrzymałam się w pół kroku i skoncentrowałam na posłaniu zaklęcia w stronę stworzenia. Dłonie drżały, myśli biegały w każdym kierunku, oprócz zadania na którym miałam się skoncentrować.

Twój pies, jest bardziej przydatny niż TY.

Słaba.

Dziwadło!

Idź stąd!

Potwór!

Serce podeszło mi do gardła, kiedy słaba wiązka rozpłynęła się po pancerzu stwora. Jeśli ktokolwiek skomentował to jakikolwiek sposób, nie usłyszałam tego.

Bezużyteczna.

Nikomu nie możesz pomóc.

Nikogo nie ocalisz.

Umrzesz. Sama. Zapomniana.

Rozszarpana przez piekielnego ogara, który powinien ci służyć.

Groźne warczenie i napięte ciało chowańca ocuciło mnie na tyle, bym zdała sobie sprawę, że Annun czeka na sygnał. Kątem oka dostrzegłam, jak Xsarvo przewraca oczami. Teraz było mi już wszystko jedno.

– Annun, jest twój. Spal gadzinę – mruknęłam, nawet nie patrząc w stronę stwora. Może gdybym to zrobiła, zdałabym sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Może wtedy zauważyłabym, jak głupia była moja decyzja. W głowie usłyszałam zadowolone mruczenie Annuna, a później spanikowany krzyk zwrócił moją uwagę na tyle, bym zobaczyła jak Randal osuwa się na ziemię.

Cofnęłam się o krok zasłaniając usta dłońmi.

Co ja najlepszego zrobiłam?

W pierwszym odruchu próbowałam podbiec, odciągnąć palladyna od stwora, zrobić cokolwiek…

– Zostaw go. Walcz. – Ostry głos Xsarvo po raz kolejny zatrzymał mnie w połowie drogi. Cała się trzęsłam stojąc tylko kilka stóp od nieprzytomnego Randala. Po raz kolejny sięgnęłam po zaklęcie i po raz kolejny moje własne emocje okazały się jedną wielką przeszkodą… Nie potrafiłam zapanować nad tą buzującą we mnie magią.

Tuż obok mnie pojawił się Xsarvo, dziwnie spokojnie przykucnął i wlał coś do ust palladyna. Wypuściłam drżący oddech, kiedy ten po chwili otworzył oczy. Tak blisko… Było tak blisko…

Reszta walki była jak zasnuta mgłą. Czułam się jakbym jednocześnie tam była, ale też nie. Nie jestem pewna kto ostatecznie dobił potwora. Xsarvo, Ragnar, a może sam Randal… Gdzieś na krańcach świadomości zrozumiałam, że Xsarvo zarządził odpoczynek. Cała drużyna rozeszła się na różne strony. Nawet nie spojrzałam na Annuna, który ewidentnie przykleił się do barbarzyńcy. Zamiast tego przycupnęłam pry tym samym filarze co Randal, zwijając się w ciasną kulkę.

– Przepraszam… Ja nie chciałam – wyszeptałam ukrywając twarz w ramionach.

– Nie przejmuj się. Mogło się skończyć o wiele gorzej… – Przez chwilę rozważałam sarkastyczne prychnięcie, ale w obecnej sytuacji nawet na to brakowało mi sił.

– Najważniejsze, że wszyscy są cali. – Aż podniosłam głowę z wrażenia. Czy to tylko moja wyobraźnia, czy Ragnar faktycznie patrzył na mnie z odrobiną sympatii?

Randal nachylił się bliżej mnie, ściszając głos do szeptu.

– A Xsarvo się nie przejmuj, od początku ma takie podejście. – Krzywy uśmieszek zagrał mu na ustach, ale niewiele to zmieniło. Skrzywiłam się odwracając głowę i ocierając oczy.

– Nie… On miał rację, jestem bezużyteczna.

– Nie zgodzę się z tym. Gdyby nie ty, nie wiadomo, czy Ragnar byłby wciąż z nami. Jesteś uparta… ale to działa na twoją korzyść.

W tym samym momencie Ragnar zaśmiał się i krzyknął spod filaru po przeciwnej stronie.

– Nemerio! Jeszcze raz dziękuję za pomoc. – Kiedy pół-elf dodatkowo skłonił się teatralnie, nie potrafiłam już powstrzymać cichego chichotu. Byli dziwni… może mieli jakieś masochistyczne zapędy, czy bogowie wiedzą, co jeszcze… ale jeśli miałam tutaj spotkać swój koniec, to cieszę się, że mogłam  ich spotkać na swojej drodze.

I nagle cała ta pozytywna, przytulna bańka prysła. Xsarvo obudził się wstając ze swojego miejsca i zbliżając się do mnie. Czułam powracający strach, który tylko wzmógł się, kiedy jego ręka po raz kolejny wylądowała na moim ramieniu.

– Chodź ze mną. Musimy porozmawiać. – Dlaczego on tak kurczowo trzymał się infernalu, kiedy ze mną rozmawiał? Chciał mnie przerazić? A może sprawiało mu przyjemność patrzenie na mój dyskomfort?

Kiedy odeszliśmy kilka kroków odezwał się ponownie.

– Twój pies, jest… dobrym kompanem. Jestem dla ciebie oschły tylko dlatego, że… jeszcze długa droga przed tobą… a ja nie chcę patrzeć jak kolejna osoba ginie bezsensownie. – Cóż za ironia, że mówił to właśnie mi… Osobie, która i tak podpisała na siebie wyrok śmierci.

– Nie martw się – prychnęłam. – Moje życie i tak od dawna wisi na włosku…

Śmierć to śmierć. Sensowna czy bezsensowna i tak znikniesz z ludzkiego życia. Zapomniany, samotny.

– Rób jak uważasz… – Ze smutnym uśmiechem patrzyłam jak odchodzi. Znowu usiadł pod filarem z Annunem u boku. Nie mogłam nie zauważyć jak do siebie pasują. Dogadaliby się, stanowili lepszą parę towarzyszy…

Chciałabym mieć w tej kwestii coś do powiedzenia – pomyślałam, a potem skierowałam swoje myśli bezpośrednio do Annuna.

Kiedyś to się skończy… Ty odzyskasz wolność, a ja odejdę w spokoju… I żadne z nas nie będzie już samotne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz